.

.

wtorek, 28 listopada 2017

Oslo i poczucie humoru ;).

Poleciałam, obleciałam, zwiedziłam, pojadłam i wróciłam. Psychicznie wypoczęta. Fizycznie? no cóż... jakby to powiedzieć kopycięta w doopkę mi wchodziły, tyle kilometrów pieszo natrzaskałyśmy razem z córcią. Ale było warto.
Fotograf ze mnie jak z koziej... ten tego fujarka, ale udało nam się coś tam uwiecznić. Co prawda walka ze światłem i cieniami, to nie moja bajka i nie na moje nerwy, ale na coś ten aparat w końcu ze sobą taszczyłam, a mały nie jest. I te cuda widziane z samolotu. No jak tu nie wyjąć tej krowy, nie wsadzić jej w okno i nie focić?
Wybaczcie zdjęcia, szału nie będzie. Kiedyś się nauczę...kiedyś.

Oslo ma swój urok jak każde miasto. Może się pochwalić swoimi pięknymi kamienicami w centrum.
Jak i uroczymi zakamarkami, gdzieś tuż obok, skręcisz za róg, a robi się tajemniczo i klimatycznie.
Piękne, stare wille robią wrażenie i patrząc na nie czuje się, że mają swoją historię, swoją duszę, a może i duchy? ;)
Ulice tłoczne, pełne turystów o każdej porze roku. Jest co podziwiać, nad czym się pochylić, co obfotografować. Jak ktoś umie oczywiście ;).
Norweski Parlament urzekł mnie swoją architekturą, a Pałac Królewski swoją prostotą. I pomyśleć, że za tymi oknami przemierzają pokoje Król Norwegii, Królowa, ich następcy...
Trzy dni nie starczyły by zobaczyć wszystko. Ale coś trzeba zostawić na później. Przecież powietrzne autobusy latają praktycznie co godzinę na trasie Stavanger- Oslo, więc... walizka, aparat, wygodne buty i fruuu. "Przyjdzie wiosna, będzie maj" i chociażby o tej porze roku zobaczyć takie cudo jakim jest Park Vigelanda, znany ze swych czasem kontrowersyjnych rzeźb. Jest naprawdę piękny.Już samo wejście do niego robi wrażenie.
Wyobrażam sobie, że wiosną i latem gdy wszystko jest w pełnym rozkwicie, wygląda jeszcze piękniej. Przekraczasz bramę i wchodzisz w inny, magiczny świat. Świat kolorów, zapachów i dźwięków.
Rzeźby, z których słynie ten park są dziełem Gustava Vigelanda. Zresztą cały park, z jego alejkami, skwerami, łącznie z oświetleniem to jego projekt. Rzeźby przedstawiają nagie postacie w różnym wieku, w ruchu. Odzwierciedlają ludzkie zachowania, uczucia, nie tylko radość, szczęście, zabawę, ale również przemoc, bezsilność, poddanie. Nie sposób wszystkich tutaj dodać na zdjęciach, bo jest ich 212, przedstawiających łącznie prawie 600 postaci.
A żeby nie było, że Norwedzy nie mają poczucia humoru na dowód mam zrobioną fotkę. Ktoś "podarował" jednej z rzeźb trampki. I to nie byle jakie tylko conversy. Co prawda znoszone, ale liczy się gest. A i butki chociaż zużyte miały swoje pięć minut. Nie było osoby, która nie uwieczniłaby ich na zdjęciu ;).
A poza tym udało mi się zaliczyć świąteczne miasteczko, które akurat podczas mojego pobytu otworzyło swoje podwoje na cały grudzień. Stragany, świąteczne duperelki i przedświąteczna atmosfera, muzyka, masa świateł, gwar i radość. I ja tam byłam... glogg piłam i cieszyłam się chwilami spędzonymi z córcią :). I mogłabym tak jeszcze raz :). 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz