.

.

sobota, 30 stycznia 2016

Znajomi i przeźroczysta emigrantka

Czasem po przyjeździe do Polski mam dziwne wrażenie, że przeszkadzam. Znajomym. Czuję się jakbym zanikała, lub nawet była już przeźroczysta. To jest chyba brak tej ciągłości w kontaktach bezpośrednich, codziennych telefonów, spotkań w weekendy, wspólnych imprez.
I może nawet nadal chcemy aby było tak jak dawniej, bo znamy się tak długo, bo mamy wiele fajnych wspomnień, przegadanych godzin, wypitych kaw i procentów, ale... chyba to nie wystarczy.
Jestem postrzegana już jakoś inaczej.
Bo ja wyjechałam, bo ja już nie rozumiem, bo ja mam lepiej.

piątek, 22 stycznia 2016

Kreowanie wizerunku

Ileż to razy zakładamy na siebie coś co do nas nie pasuje? Coś co jest nam dalekie...
Dobroć- o której nie mamy pojęcia, współczucie i zrozumienie, które jest nam obce. Oblekamy się w nie jak w szatę o złym rozmiarze,szytą nie na miarę. Jak w maskę niedopasowaną do kształtu twarzy. Nie pasuje, nie w naszym guście, a jednak wciskamy na siłę by inni widzieli nas inaczej. By nie widzieli naszego prawdziwego ja.
Ludzie lubią kreować swój wizerunek, najczęściej na lepszy, dlatego zakładają maski - zazwyczaj piękne, by ukryć brzydką duszę.
Co jest tego przyczyną? może to takie zaklinanie rzeczywistości, lub bronienie się przed prawdą? A może w ten sposób chcą doścignąć swoje wyobrażenie o własnej osobie i chcą się wydawać idealni, mimo iż do ideału brakuje tak wiele?

wtorek, 19 stycznia 2016

Kiedy obczyzna staje się domem

Z początku człowiek wyjeżdża by zarobić przysłowiowe parę groszy, by stanąć na nogi i móc ruszyć do przodu, by nie musiał przeliczać czy starczy mu pieniędzy aby zrobić następny krok.
Nowa rzeczywistość, nowy świat, nowi ludzie. Czasem praca po kilkanaście godzin, nieziemskie zmęczenie i tylko ta myśl, to dla rodziny, dla nas, dla lepszego jutra. Trzeba się przemóc, przyzwyczaić, dać radę. A przecież kiedyś wróci się do Polski i będzie,..normalnie? wśród swoich? Bo przecież przyjechało się tutaj tylko na chwilę, na moment, nie na zawsze.
Kiedy to się udaje, wtedy pojawiają się nowe cele i nowe zamierzenia i tak trudno powziąć decyzję o powrocie na już... Zmieniają się priorytety, postrzeganie i myślenie. Z chwili robi się kilka miesięcy, a potem lat.

środa, 13 stycznia 2016

Domy z duszą



Zawsze fascynowały mnie stare domy. Kiedy patrzę na nie, gdzieś wewnątrz mnie porusza się jakaś struna, taka nostalgiczna, czuła, zaciekawiona.
Stare domy to nie tylko ściany, okna i dach, one przede wszystkim zbudowane są ze wspomnień.
Zawsze kiedy przechodzę obok zastanawiam się ile historii w sobie kryją, ile szczęścia i smutku były świadkami.
Czy zachował się w nich ledwie dosłyszalny szelest spódnic? a może tupot małych nóg? czy gdzieś pomiędzy pokojami przemyka echo radosnego śmiechu? czy może w kącie ukryte jest wspomnienie żałosnego łkania? czy ściany przesiąknięte są dawnymi tęsknotami, namiętnościami, miłościami, a może rozpaczą?
A marzenia snute w tym domu, czy się spełniły?

niedziela, 10 stycznia 2016

Przemijanie

Kiedyś miałam podopieczną, prawie stuletnią kobietę. Mieszkała w wielkim, starym domu przy spokojnej ulicy Bjørkelunden, w otoczeniu innych mniej lub bardziej starych domów.
Kobieta jeszcze pełna życia, jeszcze w ruchu, mimo iż poruszanie się o balkoniku sprawiało jej coraz większą trudność. Jej wciąż jasny umysł pozwalał na zmaganie się z komputerem. A ona jak sama twierdziła, zawsze lubiła wyzwania.
Oczytana, wciąż z nosem w książkach i w gazetach. Chłonęła wiedzę, informację, nowinki jakby chciała to wszystko zgromadzić na zapas. A przy tym miła osoba, z sercem na dłoni.
Nie bała się upływającego czasu. Co prawda widziała wszędzie nowe, ale wierzyła w trwałość starego.

wtorek, 5 stycznia 2016

Polacy nie gęsi też swój język mają

Ano mają...niestety. I wzbogacają go dodatkowo soczystymi <<przecinkami>>. Sama przeciwko tym przecinkom w zasadzie nic nie mam, bo i mnie się zdarzy pod nosem pierdutnąć gdy mi cosik nie w smak, ale tak wszem i wobec i to gromkim głosem? to już nie....
Nasza polska <<qurfa>> znana jest szeroko za granicami kraju. Idę do sklepu, odwracam wzrok, kulę uszy i czmycham pomiędzy regały, gdy słyszę taki przecinek za przecinkiem wplatany w mowę moich rodaków i to niestety dość często.
Pan w dresie z kapturem na łbie qurfuje bo chlebek za drogi , wymalowana pańcia na obcasikach qurfuje, bo jej samoopalacza nie ma już w promocji, a wczoraj jeszcze był qurfa jego mać. Ech ojczyzna polszczyzna nasza hej...

niedziela, 3 stycznia 2016

Wieża Babel

<<Jak się weszło między wrony, trzeba krakać jak i one>>. No ba, wiadomo.
Dlatego po przyjeździe do Norwegii w ruch poszła szkoła językowa, nauka w domu, oraz praktyka w posługiwaniu się tym językiem w pracy.
Niestety czasem jest trudno, bo dialektów norweskich tutaj jest mnogo, oj mnogo. Do tego stary norweski, nowy norweski, bokmol- czyli standardowy język uczony w szkole, oraz jeszcze jakieś tam inne twory językowe.
Swoista wieża Babel.
Nie na darmo krąży anegdota, że dwóch Norwegów szybciej dogada się ze sobą po angielsku niż po norwesku.
W pracy każdego wysłuchać trzeba, więc wysłuchuję. <<Ucha>> mam wytrzymałe :P. I każdego zrozumieć też trzeba, ale nie każdego się da. Ale nic to, uśmiecham się miło, mam tylko nadzieję, że nie głupkowato, a w głowie składam wyrazy i uruchamiam translatror, taki mój własny...mózgowy i przekładam z ichniego na nasze.
Nie tylko słucham, ale i mówię po norwesku. A co!! Nauka nie idzie w las. Tylko potem zastanawiam się, dlaczego od tego gadania tak mnie bolą ręce. To chyba to moja ekspresja wyrazu. Dokładna w <<mowie>> jestem i walę co mam tam na języku pomagając sobie rękoma. I wychodzi na to, że rozmowa bywa czasem fizycznie bolesna.
I jak w piosence ludowej <<rączki bolą robić, nóżki bolą chodzić>>. A u mnie rączki bolą od mówienia, uszka od nadstawiania i mózgownica od pracy na szybkich obrotach.
Ale kobieta nie jest taka coby sobie nie poradziła. Jest dobrze... musi być.

piątek, 1 stycznia 2016

Noworoczne postanowienia

Początkowo postanowiłam niczego nie postanawiać. Ale...
Są takie dni kiedy mam ochotę uciec w diabły, chociaż na chwilę, więc... kupię sobie nowy rower. Taki kobiecy, o nietuzinkowym kolorze. Takie babskie cacuszko. Nie żadne tzw <<górskie >> wymysły, po jeździe którymi doopka boli mnie jakby ją ktoś skopał i przyjemności z jazdy nie ma.
Dlatego jeśli znów przyjdzie mi ochota by uciec w przysłowiową cholerę będę miała czym, wygodniejszym.
Tak. Kupię sobie rower.