.

.

piątek, 23 grudnia 2016

Święta...gdzieś tam

Szelest ozdobnego papieru, ukradkiem po szafach upychane prezenty, światełka na choince, ozdoby,... daleko, ale jednak po swojsku, tradycyjnie, tak jak wyniosło się z domu.
Święta są chyba wyjątkowo trudnym czasem dla emigrantów. Zwłaszcza gdy spędza się je tak daleko. W te dni jakoś bardziej niż zwykle tęskni się za domem, za gwarem przy stole, za tym całym zamieszaniem wigilijnym, na które swego czasu trochę kręciło się nosem, gdy w domu
rodzinnym odbywało się istne szaleństwo. Teraz gdy wspominam ten czas, myślę o samej sobie- młode to głupie, nie docenia... Teraz rozumiem, wiem, doceniam.
W Boże Narodzenie jeszcze więcej myśli się o tych co zostali w kraju, o rodzicach, bliskich osobach, przyjaciołach i o Polsce. My emigranci... W czasie świąt Polska wydaje nam się jakby odleglejsza, a jednocześnie jakby piękniejsza i lepsza z wszystkimi jej tradycjami. Może w czasie świąt trochę bardziej idealizujemy nasz kraj? Jednak się tęskni, emigranci wiedzą to najlepiej. I mimo iż gdzieś tam w świecie, to podtrzymujemy polską tradycję.

środa, 30 listopada 2016

Nie kupuj psa pod choinkę

Zbliżają się święta a wraz z nimi nie tylko radość nadchodzących chwil, ale i posty na portalach społecznościowych ze zdjęciem słodkiego psiaka i apelem -- Nie kupuj psa pod choinkę.
Każdy przemyka wzrokiem po apelu, a z tyłu świadomości ma myśl- to nie o mnie, to o innych. Ja taki/taka nie jestem. Inni tak, ja nie. Nigdy.
I przychodzi gwiazdka i ten moment gdy dziecko piszczy z radości, a w pudełku małe skomlące coś, nieporadnie trzymające się na małych, niezdarnych łapkach, popiskujące, skomlące, patrzące ufnymi oczami na ludzia...tego małego i tego dużego.
Święta mijają, zachwyt dziecka też, prezent powszednieje i zaczyna przeszkadzać. Pogryzione pantofle, obsikany dywan też nie przemawiają na korzyść czworonoga.

niedziela, 27 listopada 2016

Czas napisać podanie o czas...


 << Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat ja wysiadam >> tralalala..... taaa wielkie mi tralalala, a czasu brak na wszystko. Czas daje sobie czadu, a mnie przy okazji popalić i zapitala jak głupi. Zadyszkę już mam.
Czasem mam wrażenie, że jeszcze się nie położę, a już muszę wstawać i na odwrót+ ledwo wstanę, a tu już wieczór. I tak na okrągło i w koło Macieju, czy jak kto woli dookoła Wojtek.
Okna bezczelnie wołają do mnie jak pokutujące dusze- umyj nas... umyj nas, święta, idą święta. Kurna tylko kiedy.

sobota, 12 listopada 2016

Mężczyźni nie chorują

Dopadło mnie przeziębienie. Tak zwyczajnie, po ludzku - gil do pasa, kaktus w gardle. Takie tam dobrodziejstwo zasmarkanego świata. Normalka.
I nic, ale to nic mnie wtedy tak nie denerwuje jak to, gdy słyszę z ust faceta- od kataru się nie umiera, a ból gardła to jeszcze nie koniec świata. Ja to wiem! Ale mężczyźni chyba jednak tego nie wiedzą. Nawet ci, którzy takie mądrości wygłaszają.
Chorej kobiecie nic nie przeszkodzi w tym by zatańczyć polkę z odkurzaczem, czy pójść w tango z mopem, nie wspominając już o modleniu się nad garami czy pakowaniu ubrań do pralki, nawet jeśli ta żre skarpetki na potęgę i wypluwa z siebie pary nie do pary.
Za to facet...hmm... no właśnie.

poniedziałek, 31 października 2016

Ten czas zadumy

Taki to czas, że nostalgia miesza się z zadumą. Człowiek pozwala zapukać do serca wspomnieniom o tych co odeszli. Zatrzymać się, zadumać, powspominać.
Który to już rok? chyba siódmy z kolei nie będę - jak to polski zwyczaj nakazuje -paradować po polskich cmentarzach w nowym płaszczu i w kozaczkach tzw. sztuka nie śmigana stukając obcasami po alejkach cmentarnych, niosąc znicze, kwiaty, wspomnienia. Gwarno, kolorowo, tłoczno i modnie. Znaczy się,,rewiowo,,. W Norwegii tego nie ma, taaa jakby w ogóle coś było... gwaru nie ma, święta nie ma, nic, cisza...
Ale ja chyba wolę tę ciszę na cmentarzu i najbardziej wiosną, lub kolorową jesienią, gdy słońce oświetla delikatnymi promieniami zatarte częściowo napisy. I może to dziwne, ale lubię spacerować po cmentarzach. Takich starych cmentarzach.

wtorek, 25 października 2016

Czy wiecie że....

Czy wiecie że... za granicą się nie pracuje, za granicą się leży, pieniądze lecą z nieba, opłaty robią się same, jedzenie rośnie na drzewach, a wszystko pozostałe wyskakuje jak królik z kapelusza? I jedyny problem, który spędza nam sen z powiek, to gdzie upchać te lecące bez ustanku pieniądze. Skarpet już brakuje, plecy bolą od zbierania, a mnie to nawet kolano siadło. Ot takie życie emigranta.
Sam cud, miód i orzeszki. Przyjedź, przekonaj się, posmakuj. Tylko trzeba zabrać ze sobą duuużo skarpet, bo z tego nieba sypie się i sypie bez opamiętania. Tą kasą oczywiście sypie, no i jeszcze deszczem. Chociaż ostatnio sucho jakoś. Od deszczu oczywiście, no bo nie od kasy. Mówię wam- życie na obczyźnie to sam miód.

niedziela, 16 października 2016

A ty kim jesteś, gdy nikt nie patrzy?

Kobieta podobno staje codziennie rano przed lustrem i zastanawia się, którą maskę przywdziać by pokonać trudności kolejnego dnia. Kiedyś pisałam o pozorach... A maski? Czasem zakładamy je celowo, czasem robimy to chyba bezwiednie. Może bronią nas one przed wybuchem własnym? a może ukrywają nasz brak siły w przypadkach gdy potrzebna byłaby siła równa Goliatowi?
Dlatego na co dzień wśród ludzi, a może właśnie dla nich zakładamy te maski. Taki świat, taka rzeczywistość. Trzeba być twardym, nie można okazać słabości, a tym bardziej tego że coś nas dotyka. Zwłaszcza kobiety muszą być silne. Nawet nie dla siebie, ale dla innych, dla bliskich.
Każdego ranka wklepując krem w skórę twarzy, zdarza się, że kobieta  jednocześnie zakłada maskę. Maska przykrywa wszystko, emocje, smutek, zagubienie, wątpliwości, strach i ... chociażby niesamowity fqurf.
Maska nr 1-- kobieta szczęśliwa nie wiadomo z jakiego powodu
Maska nr 2-- kobieta beztroska i mająca wszystko w głębokim poważaniu

niedziela, 25 września 2016

Rodzinne opowieści

,,Babcia stała na balkonie, dołem dziadek defilował,,... hm... u nas w rodzinie jak się okazało praprababcia załamywała ręce, a prapradziadek przegrywał majątek w karty.
Wiecie jak to jest. Spotkania rodzinne zwłaszcza, takie w wielopokoleniowym gronie zawsze obfitują w opowieści różnej treści. Te wszystkie prababcie, babcie, dzieci, wnuczki i prawnuczki. I te ich wspominki, wyznania, ploty.  I wtedy się zaczyna- A pamiętasz? a wiedziałeś o tym, że? a opowiem po raz setny, bo pewnie nie wszyscy jeszcze słyszeli. Jak to? wszyscy słyszeli? no ale nie zaszkodzi opowiedzieć po raz nie wiadomo który.
Niektóre opowieści są jak odgrzewane kotlety opowiadane wciąż od nowa i od nowa przy każdej nadarzającej się okazji. Niektóre z nich wzbogacane o jakieś nowe fakty, a niektóre? odkopywane jak perełki z zakamarków pamięci, a może i niepamięci o niechlubnych dziejach rodu lub osobach.

niedziela, 28 sierpnia 2016

Imprezowo - urlopowo.

No dobra. W końcu rozłożyłam mój laptop, bo do opowiedzenia coś mam i opowiem. Trochę czasu się znalazło, dlatego śmigam paluszkami po klawiaturze. A ostatnio tego czasu jak na lekarstwo. Nie będę dzwoniła łyżeczką w kieliszek jak podczas przemowy weselnej, bo niejeden już taki unicestwiłam. Gadać umiem, za to dzwonić bez tłuczenia nie, więc bardziej nadałby się rondelek z chochelką. Ale ja nie o tym, nie o tym, nie o tym-- jak zwykle zresztą ;).
Było przedurlopowe szaleństwo w pracy, a potem pourlopowe szaleństwo w pracy... W pracy? akurat. Pierwsza myśl po urlopie- kamieniołom. A sam urlop? nooo mój urlop to była jedna wielka niekończąca się impreza. I sama już nie umiałam rozgraniczyć gdzie kończy się jedna, a zaczyna druga. Bo i ludzie ci sami i wciąż głośno i ze śpiewem i z tańcami i po polsku. Tradycyjnie, ale i nowoczesność wszędzie się tam szarogęsiła i chyba o to właśnie chodzi by obie potrafiły się dogadać. Znaczy się ta nowoczesność i ta tradycja.

sobota, 16 lipca 2016

Anioł Stróż wziął sobie wolne

Ja to mam jakieś zezowate szczęście do dziwnych wypadków, przypadków, zdarzeń...
Jak nie ja kogoś puknę, to mnie pukną, jak ja czegoś nie zgubię to mi ukradną. I za każdym razem mam nadzieję, że limit pechowych sytuacji mam już wyczerpany. No ale nie... wciąż dostaję jakieś bonusy, gratisy i dodatkowe pechy do wykorzystania.
A mój Anioł Stróż ? ten to chyba wziął sobie urlop i zapomniał o tym, że taki urlop się kiedyś kończy... albo wziął nogi za pas... lub  też schlał się na służbie i zasnął z nosem w sałatce ;). Ewentualnie przygruchał sobie jakąś anielicę coby mu nudno nie było. I teraz gruchają razem w najlepsze, a mnie ma w nosie, żeby nie powiedzieć w d... tiruriru.
Tak czy siak, ja wiem że samodzielna ze mnie kobitka, ale taki stróż za plecami to by mi się przydał, chociażby po to aby walnąć mnie przez łeb gdy robię jakąś głupotę, lub pacnąć mnie w plecy gdy pech się zbliża, albo tak jak ostatnio nadepnąć mi w porę na język gdy moje słowa są szybsze niż myśli...

niedziela, 3 lipca 2016

Powroty...?

Się było w Polsce, się przetańczyło dwa wesela, 6 dni minęło i się wróciło tutaj. Znowu...
Wróciło? chyba tak. Chyba zaczynam wracać, a nie bywać...tymczasowo.
I tak sobie myślę, że dom jest tutaj w Norwegii i dom jest tam w Polsce. Każdy inny, a przecież każdy mój. I te podróże w jedną i w drugą stronę i za każdym razem powroty, już nie odjazdy... i emocje i oczekiwanie.
Kiedyś - przeświadczenie, że dom jest tam gdzie wszystko bliskie, że tutaj to tylko lokum, miejsce na chwilę, na tymczasem, na pewno nie na wciąż.
Kiedyś - myślałam sobie, że nigdy nie będę mogła nazwać domem tego co tutaj, a jednak....
Przecież stworzyłam go i umeblowałam nie tylko sprzętami. On sam umeblował się naszymi emocjami, sercem, radością, sukcesami i niepowodzeniami, po prostu naszą codziennością... i
tu jest rzeczywistość, praca, szkoła, codzienne życie, stabilizacja.
A tam? tam jest dom dzieciństwa, rodzice, wakacje, marzenia o powrocie kiedyś tam... może dom w Polsce jest utkany bardziej z marzeń. Z marzeń i planów, że kiedyś tam wrócimy... kiedyś.

poniedziałek, 13 czerwca 2016

18 lat temu... godzina 14.20

Jakiś dawny czas temu gdy bociany zaczęły strajkować i w ,,tych sprawach,, trzeba było sobie radzić inaczej, mój brzuch posłużył pewnej maleńkiej zawodniczce za salę treningową. Salta, fikołki, przewroty z wyskokiem i wykopem były na porządku dziennym. Swoje waleczne umiejętności ćwiczyła na mnie... od środka.
A to pojawiał się zarys małej piąstki, a to stópki, a to zarys malutkiej główki. Czasem miałam wrażenie, że w moim brzuchu odbywają się zajęcia z kickboksingu, a moja mała zawodniczka za wszelką cenę chce być prymuską. Uff...

piątek, 3 czerwca 2016

Stasek od worecków ( ze wspomnień Polki na wygnaniu)


Mamy sąsiada i muszę, no po prostu muszę o nim napisać :)...
             Gdyby producenci od Jana Niezbędnego, czy jakiegoś innego czorta produkującego woreczki, torebeczki, duperelki i tym podobne, poszukiwali człowieka do reklamy ich produktów to mam takiego kandydata, że po obejrzeniu reklamy wszyscy by go zapamiętali, a sprzedaż worków na śmieci wzrosła by na pewno.

czwartek, 26 maja 2016

Dzień matki :)


Tydzień temu przy okazji porządkowania szuflad wpadło mi w w ręce pudełeczko pełne karteluszek i tak mi się rzewnie zrobiło i tak mnie rozczuliło i wprawiło w dobry nastrój. A że dzisiaj akurat święto wszystkich mamusiek, więc post jest jak znalazł.... nie żeby ktoś go szukał ;).
Dwa lata temu z okazji Dnia Matki od moich dzieci zamiast kwiatów dostałam ozdobny słój wypełniony różowymi i niebieskimi karteczkami, a na nich...wypisane było jak mnie widzą, jaka jestem, za co mnie kochają.

niedziela, 15 maja 2016

17 maj

Nastał w Norwegii dłuuugi majowy weekend. Każdy z tego powodu radosny, wyluzowany, szczęśliwy. W końcu 4 dni laby to nie byle co ;).  Się ma , się korzysta, się odpoczywa.
Zbliża się bardzo ważne narodowe święto Norwegów- Święto Konstytucji. Odpowiednik naszego 3-go maja. 
To, że wkrótce będzie 17 maja widać wszędzie, zwłaszcza w sklepach. Wtedy wszystko przyobleka się w narodowe barwy- czerwień, niebieski i biel. W kwiaciarniach bukiety kwiatów układane są w tychże kolorach. W sprzedaży są serwetki, świece, trąbki, bębenki i wiele innych akcesoriów wszystko nawiązujące kolorystyką do norweskiej flagi. Nawet piknikowe naczynia jednorazowe też nawiązują do barw narodowych.

czwartek, 5 maja 2016

Czytam i nie wierzę

Napisano mi w komentarzu-- czas na nowe słowa. Ale jak tu pisać gdy zaniemówienie mnie dopadło?
Udało mi się odzyskać część notek z bloga zmiecionego przez interię. Dzięki ci Szaa...
Czytam tą moją Polkę na wygnaniu i myślę sobie... aś kobito wtedy wypisywała.
Teraz z perspektywy czasu widzę jak dużego dystansu nabrałam do pewnych spraw, jak wiele zrozumiałam, no i chyba wreszcie dorosłam. Kiedyś wreszcie trzeba było ;).
Niektóre notki wciąż aktualne, wciąż na czasie, niektóre....hmmm  wymazać, zamazać, oddzielić grubą kreską.
Ale wspomnienia napłynęły... Kawałek mojego życia, przeżyć, uczuć, emocji. Kawałek dawnego blogowego azylu. Mojego.
Tamtej mnie już nie ma.... no bo wiecie, zostało tylko to co najlepsze hahaha.

piątek, 15 kwietnia 2016

To nie krytyka, to moje zdziwienie

Ludzie nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Ta notka wyszła długa, bo i moje zadziwienie jest ogromne.
Chodzę na siłownię i aby czas przyjemniej mi leciał gdy biegam na bieżni czy fikam na orbiterku, włączam sobie cosik na youtube i oglądam. Filmy, poradniki, kabarety. A nie... kabarety już nie, bo oglądając na ten przykład kabaret Nowaki, i sądząc po spojrzeniach i minach innych musiałam wyglądać jak mały chichoczący chochlik ze słuchawkami na uszach mknący po bieżni :P.
Tak więc Nowaki w zaciszu domowym tak, na siłowni zdecydowanie nie. Ale ja nie o tym, nie o tym, nie o tym.

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Jaki kolor ma Twoje życie, a szczęście? jaki ma kolor?

My na emigracji to mamy życie kolorowe ;), przynajmniej takie przekonanie panuje.
I malują nam tutaj i kolorują, i tak barwnie jest i cudownie jest. Dosłownie ,,Barwy szczęścia,, na żywo, a w tle rozbrzmiewają nam ,,Kolorowe jarmarki,,, I wszystkie kolory tęczy darowane nam są na tacy. A jak, na bogato, a co... jak to na emigracji.
Niestety nie jest tak dobrze i każdy musi sam sobie wymalować to życie, nie oglądając się aż przyjdzie jakiś malarz i zrobi to za nas, by było lepiej, kolorowiej, cudniej. Bo nie ma chętnych by takiej fuchy się podjąć.

piątek, 8 kwietnia 2016

Russ

Od dzisiaj na ulicach Norwegii królują czerwone ogrodniczki. I nie jest to bynajmniej nowa moda, styl, new look, lecz tradycja, zwyczaj- jednym słowem czas maturzystów w Norwegii.
Podoba mi się ten ich zwyczaj. Dla mnie to właśnie on zwiastuje tutaj wiosnę. Nie jaskółeczki, nie kwiatuszeczki, lecz czerwone spodnie :). Kolory spodni są również zielone, niebieskie- w zależności od profilu szkoły,  jednak czerwone przeważają.
Skąd wzięła się tradycja czerwonych spodni? wersji jest wiele i nie do końca wiem, która jest najbliższa prawdy.

piątek, 1 kwietnia 2016

I do Norwegii przychodzi wiosna



Dostałam od synka kwiaty wiosenne. Co prawda tylko na zdjęciu, przesłane przez telefon, ale zawsze :)...
Kiedyś moje dziecię wracając ze szkoły przynosiło mi naręcza kwiatów do wazonów. Zrywało po drodze wszystkie chwasty, które tylko były ukwiecone. A potem ja pieczołowicie ustawiałam je w wazonach, wazonikach, a jeśli kwiatuszki były urwane przy tak zwanej samej doopie i łodyżki było brak, to nawet w kieliszkach.
Wiosna powoli i do Norwegii przybywa. Jeszcze trzeba owijać szyję szalem, a i puchowej kurtki nikt do szafy nie chowa. Jeszcze rano rękawiczki są dobrym przyjacielem dłoni gdy trzeba skrobać szyby w samochodzie, ale czekamy na te ciepłe dni.

czwartek, 24 marca 2016

God Påske - czyli Wesołych Świąt

Święta Wielkanocne na obczyźnie stały się już dla nas normą, a może bardziej koniecznością. Bo jak ograniczoną ilością urlopu obdzielić cały rok?
My Polacy świętujemy biesiadnie, za stołem, z masą jedzenia. To czas aby nadrobić rodzinno -towarzyskie zaległości, by w gronie rodzinnym złapać oddech, nawet gdy to łapanie oddechu wiąże się ze staniem przy garach, mieszaniem, pieczeniem, ubijaniem.
I ja też staję przy garach, chociaż kucharka ze mnie tęga nie jest (dosłownie i w przenośni hah) i mieszam w tychże garach i chyba  z jakimś nawet skutkiem, skoro jeszcze nikt się nie potruł :P.
 I co roku mówię sobie ostatni raz, koniec, szlus, .... w przyszłym roku wynajmujemy hyttę (domek w górach, nad jeziorem czy obojętnie gdzie) i grillujemy jak tubylcy.

poniedziałek, 14 marca 2016

,,Kobieta się stała,,

Andrzej Poniedzielski napisał :
,,Gdyby kobietę abstrakcyjnie przewiesić przez trzepaka ramę
I tak dokładnie i solidnie to zrobić, co z dywanem
To uleciałyby razem z wiatrem: obłuda, fałsz i pruderia
Zarozumialstwo i obżarstwo, pycha, egoizm, kokieteria
Te wszystkie: czemu tyle palisz?, te wszystkie: znowu piłeś
Te wszystkie: odłóż tę gazetę i znowu masła nie kupiłeś
Te wszystkie spazmy, te migreny, te wszystkie: ach, och, mój Boże
Jaka ja jestem nieszczęśliwa, cóż ja na siebie włożę
I ta niedobroć, brak zrozumienia i dusza nieliryczna
I ten despotyzm, brak litości, pustość, oziębłość,
niejednokrotnie erotyczna
Gdyby to wszystko gnane wiatrem jak pył i kurz uleciało
To tylko to, co miłe, dobre, nienaruszone by zostało
A więc: wrażliwość, mądrość, dobroć, czułość i nieszarzyzna
I przedsiębiorczość i subtelność czyli po prostu...
Mężczyzna ! ,,

poniedziałek, 7 marca 2016

Grypobranie z paracetem jako daniem głównym.

Sponiewierała mnie grypa, tak jak nie przymierzając jakiegoś menelka spod sklepu najtańszy bełcik. Chociaż nie... menelek to jakąś przyjemność z tego ma, a ja? oj... w zasadzie żadnej. Tyle, że w oskrzelach grała taka orkiestra dęta, że niech się Górny ze swoją chowa.
I człowiek nawet by pochorował w spokoju, i odpoczął, i doszedł do siebie, ale... norweski system leczniczy na to nie pozwoli.
Pierwsza wizyta u lekarza. Diagnoza-grypa, syrop na kaszel i pracet (nasz paracetamol). I jeszcze lekarz zaszalał, aż dwa dni zwolnienia dał. A i krew z paluszka pobrał, chyba po to by uzasadnić wysokość rachunku.

środa, 24 lutego 2016

Myślowe schody

Czasem jest tak, że w piersi wzbiera szloch. I nie wiadomo skąd się on bierze, co jest jego przyczyną, ani co może za sobą przynieść. I ten niejasny niepokój w duszy.
Niby jest wszystko dobrze, spokój, stabilizacja, równowaga prawie we wszystkim. Więc skąd ten ciężar na klacie?
I wieczorem gdy człowiek kładzie się zmęczony do łóżka i przytula głowę do poduszki okazuje się, że noc nie jest od spania...noc jest od myślenia.
I pędzą myśli szalone pod tą bląd grzywką i jakieś poczucie niespełnienia dobija się do świadomości.
I sam siebie bląd czerep przekonuje- jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze. Tylko czemu niektóre decyzje czasem uwierają jak kamyk w bucie?

poniedziałek, 15 lutego 2016

Złośliwość zdarzeń i rzeczy martwych

Waga zwariowała, albo zrobiła się deczko złośliwa i zaczęła rozrabiać tym swoim wskaźnikiem. Wredna, złośliwa zołza, ot co!
Siłownia o krok, karnet opłacany regularnie, czy jednak regularnie wykorzystywany? ekhem...ekhem... powiedzmy, że w tym momencie się zakrztusiłam i odpowiedź nie padła. Mistrzyni uników, ot co!
Okulary i klucze bawią się w chowanego, tacy złośliwi figlarze. Niestety dzieci już za duże by na rzucone hasło- kto znajdzie moje okulary ten wygrywa, rzucać się do poszukiwań. Teraz prędzej wzruszą ramionami, lub pokręcą z politowaniem głową. Ot co!

wtorek, 9 lutego 2016

Nieproszony gość pani A.

Każdemu z nas wydaje się, że pewne sprawy nas nie dotyczą. Myślimy, że to o czym czytamy i słyszymy nigdy nam się nie przydarzy. To dzieje się u innych, u nas nie będzie dziać się nigdy, bo... my jesteśmy normalną rodziną? A jednak...
Opowiem wam historię prawdziwą.
Pewnego dnia zastukała w nasze drzwi pani A. A może się tylko delikatnie o nie otarła? W codziennej gonitwie nie zauważyliśmy, że do naszego domu chce wejść nieproszony gość. A i nasza latorośl skrzętnie ukrywała ,,nową koleżankę,, .

niedziela, 7 lutego 2016

Emigrant gorszy gatunek patrioty

Taka mnie naszła ostatnio refleksja, bo usłyszałam że my emigranci mieszkający na obczyźnie nie jesteśmy patriotami. Dlaczego? bo wyjechaliśmy, bo porzuciliśmy, bo stchórzyliśmy i nie podjęliśmy walki by borykać się z trudami polskiej rzeczywistości. Że nie bierzemy odpowiedzialności za to co w Polsce, za biedę, za nijakość i bylejakość. Że uciekliśmy by nie dostać w doopę tak jak inni. A przecież powinniśmy się solidaryzować i tę doopę nadstawiać.
A przecież nikt nie decyduje się na emigrację po to by być tzw. obywatelem świata. I mimo iż wyjazd przez niektórych postrzegany jest jak odcięcie się od swoich korzeni, od swojego kraju my wciąż czujemy się Polakami. Nawet tu na emigracji.

wtorek, 2 lutego 2016

Gdy wchodzi się w skład czyjegoś majątku

Tyle wspólnie wypitych dzbanków herbaty, tyle wspólnie przegadanych godzin, tyle słów... dwie Polki na obczyźnie, wspólne tematy, sprawy, problemy. I to poczucie, że nie jest się samej gdy trzeba wyrzucić z siebie to i owo. Że w każdej chwili można złapać za telefon. Że jest ktoś na tym obcym skrawku ziemi z kim jest raźniej.
A potem wszystko się zmieniło. Pojawił się ,,ktoś,, . Decyzja o rozwodzie, podział majątku, dzieci, przyjaciół, znajomych.
Rozwód zawsze niesie za sobą podział. To jak przeciąganie liny, kto zabierze więcej.

sobota, 30 stycznia 2016

Znajomi i przeźroczysta emigrantka

Czasem po przyjeździe do Polski mam dziwne wrażenie, że przeszkadzam. Znajomym. Czuję się jakbym zanikała, lub nawet była już przeźroczysta. To jest chyba brak tej ciągłości w kontaktach bezpośrednich, codziennych telefonów, spotkań w weekendy, wspólnych imprez.
I może nawet nadal chcemy aby było tak jak dawniej, bo znamy się tak długo, bo mamy wiele fajnych wspomnień, przegadanych godzin, wypitych kaw i procentów, ale... chyba to nie wystarczy.
Jestem postrzegana już jakoś inaczej.
Bo ja wyjechałam, bo ja już nie rozumiem, bo ja mam lepiej.

piątek, 22 stycznia 2016

Kreowanie wizerunku

Ileż to razy zakładamy na siebie coś co do nas nie pasuje? Coś co jest nam dalekie...
Dobroć- o której nie mamy pojęcia, współczucie i zrozumienie, które jest nam obce. Oblekamy się w nie jak w szatę o złym rozmiarze,szytą nie na miarę. Jak w maskę niedopasowaną do kształtu twarzy. Nie pasuje, nie w naszym guście, a jednak wciskamy na siłę by inni widzieli nas inaczej. By nie widzieli naszego prawdziwego ja.
Ludzie lubią kreować swój wizerunek, najczęściej na lepszy, dlatego zakładają maski - zazwyczaj piękne, by ukryć brzydką duszę.
Co jest tego przyczyną? może to takie zaklinanie rzeczywistości, lub bronienie się przed prawdą? A może w ten sposób chcą doścignąć swoje wyobrażenie o własnej osobie i chcą się wydawać idealni, mimo iż do ideału brakuje tak wiele?

wtorek, 19 stycznia 2016

Kiedy obczyzna staje się domem

Z początku człowiek wyjeżdża by zarobić przysłowiowe parę groszy, by stanąć na nogi i móc ruszyć do przodu, by nie musiał przeliczać czy starczy mu pieniędzy aby zrobić następny krok.
Nowa rzeczywistość, nowy świat, nowi ludzie. Czasem praca po kilkanaście godzin, nieziemskie zmęczenie i tylko ta myśl, to dla rodziny, dla nas, dla lepszego jutra. Trzeba się przemóc, przyzwyczaić, dać radę. A przecież kiedyś wróci się do Polski i będzie,..normalnie? wśród swoich? Bo przecież przyjechało się tutaj tylko na chwilę, na moment, nie na zawsze.
Kiedy to się udaje, wtedy pojawiają się nowe cele i nowe zamierzenia i tak trudno powziąć decyzję o powrocie na już... Zmieniają się priorytety, postrzeganie i myślenie. Z chwili robi się kilka miesięcy, a potem lat.

środa, 13 stycznia 2016

Domy z duszą



Zawsze fascynowały mnie stare domy. Kiedy patrzę na nie, gdzieś wewnątrz mnie porusza się jakaś struna, taka nostalgiczna, czuła, zaciekawiona.
Stare domy to nie tylko ściany, okna i dach, one przede wszystkim zbudowane są ze wspomnień.
Zawsze kiedy przechodzę obok zastanawiam się ile historii w sobie kryją, ile szczęścia i smutku były świadkami.
Czy zachował się w nich ledwie dosłyszalny szelest spódnic? a może tupot małych nóg? czy gdzieś pomiędzy pokojami przemyka echo radosnego śmiechu? czy może w kącie ukryte jest wspomnienie żałosnego łkania? czy ściany przesiąknięte są dawnymi tęsknotami, namiętnościami, miłościami, a może rozpaczą?
A marzenia snute w tym domu, czy się spełniły?

niedziela, 10 stycznia 2016

Przemijanie

Kiedyś miałam podopieczną, prawie stuletnią kobietę. Mieszkała w wielkim, starym domu przy spokojnej ulicy Bjørkelunden, w otoczeniu innych mniej lub bardziej starych domów.
Kobieta jeszcze pełna życia, jeszcze w ruchu, mimo iż poruszanie się o balkoniku sprawiało jej coraz większą trudność. Jej wciąż jasny umysł pozwalał na zmaganie się z komputerem. A ona jak sama twierdziła, zawsze lubiła wyzwania.
Oczytana, wciąż z nosem w książkach i w gazetach. Chłonęła wiedzę, informację, nowinki jakby chciała to wszystko zgromadzić na zapas. A przy tym miła osoba, z sercem na dłoni.
Nie bała się upływającego czasu. Co prawda widziała wszędzie nowe, ale wierzyła w trwałość starego.

wtorek, 5 stycznia 2016

Polacy nie gęsi też swój język mają

Ano mają...niestety. I wzbogacają go dodatkowo soczystymi <<przecinkami>>. Sama przeciwko tym przecinkom w zasadzie nic nie mam, bo i mnie się zdarzy pod nosem pierdutnąć gdy mi cosik nie w smak, ale tak wszem i wobec i to gromkim głosem? to już nie....
Nasza polska <<qurfa>> znana jest szeroko za granicami kraju. Idę do sklepu, odwracam wzrok, kulę uszy i czmycham pomiędzy regały, gdy słyszę taki przecinek za przecinkiem wplatany w mowę moich rodaków i to niestety dość często.
Pan w dresie z kapturem na łbie qurfuje bo chlebek za drogi , wymalowana pańcia na obcasikach qurfuje, bo jej samoopalacza nie ma już w promocji, a wczoraj jeszcze był qurfa jego mać. Ech ojczyzna polszczyzna nasza hej...

niedziela, 3 stycznia 2016

Wieża Babel

<<Jak się weszło między wrony, trzeba krakać jak i one>>. No ba, wiadomo.
Dlatego po przyjeździe do Norwegii w ruch poszła szkoła językowa, nauka w domu, oraz praktyka w posługiwaniu się tym językiem w pracy.
Niestety czasem jest trudno, bo dialektów norweskich tutaj jest mnogo, oj mnogo. Do tego stary norweski, nowy norweski, bokmol- czyli standardowy język uczony w szkole, oraz jeszcze jakieś tam inne twory językowe.
Swoista wieża Babel.
Nie na darmo krąży anegdota, że dwóch Norwegów szybciej dogada się ze sobą po angielsku niż po norwesku.
W pracy każdego wysłuchać trzeba, więc wysłuchuję. <<Ucha>> mam wytrzymałe :P. I każdego zrozumieć też trzeba, ale nie każdego się da. Ale nic to, uśmiecham się miło, mam tylko nadzieję, że nie głupkowato, a w głowie składam wyrazy i uruchamiam translatror, taki mój własny...mózgowy i przekładam z ichniego na nasze.
Nie tylko słucham, ale i mówię po norwesku. A co!! Nauka nie idzie w las. Tylko potem zastanawiam się, dlaczego od tego gadania tak mnie bolą ręce. To chyba to moja ekspresja wyrazu. Dokładna w <<mowie>> jestem i walę co mam tam na języku pomagając sobie rękoma. I wychodzi na to, że rozmowa bywa czasem fizycznie bolesna.
I jak w piosence ludowej <<rączki bolą robić, nóżki bolą chodzić>>. A u mnie rączki bolą od mówienia, uszka od nadstawiania i mózgownica od pracy na szybkich obrotach.
Ale kobieta nie jest taka coby sobie nie poradziła. Jest dobrze... musi być.

piątek, 1 stycznia 2016

Noworoczne postanowienia

Początkowo postanowiłam niczego nie postanawiać. Ale...
Są takie dni kiedy mam ochotę uciec w diabły, chociaż na chwilę, więc... kupię sobie nowy rower. Taki kobiecy, o nietuzinkowym kolorze. Takie babskie cacuszko. Nie żadne tzw <<górskie >> wymysły, po jeździe którymi doopka boli mnie jakby ją ktoś skopał i przyjemności z jazdy nie ma.
Dlatego jeśli znów przyjdzie mi ochota by uciec w przysłowiową cholerę będę miała czym, wygodniejszym.
Tak. Kupię sobie rower.